Mają 6,3 tys. zł emerytury. Nie mogą wyremontować kuchni
Pani Jadwiga i pan Mirosław Marcinkiewicz to małżeństwo z Sulęcina – miasta w województwie lubuskim. Pani Jadwiga jest emerytowaną nauczycielką, a pan Mirosław przez większość życia pracował jako monter maszyn. Mimo że razem mają ponad sześć tysięcy złotych emerytury miesięcznie, nie mogą wyremontować kuchni. To ich największe marzenie.
Z tego artykułu dowiesz się:
„Nigdzie nie jeździmy, nie zwiedzamy”
Pani Jadwiga (69 l.) z panem Mirosławem (71 l.) Marcinkiewicz mieszkają w Sulęcinie. Prowadzą spokojne życie na osiedlu otoczonym zielenią. Mieszkają w 55-metrowym mieszkaniu, które w zupełności im wystarcza.
- Mamy dwa pokoje: gościnny i niewielką sypialnię. Łazienkę z WC mamy oddzielne, są w dwóch osobnych pomieszczeniach – mówi pani Jadwiga. – Przedpokój jest trochę za długi, wychodzi się z niego prosto do kuchni.
- A kuchnia znów za mała – dodaje pan Mirosław. Właśnie to pomieszczenie małżeństwo pragnie wyremontować.
- Bardzo chcemy powiększyć kuchnię kosztem skrócenia przedpokoju. Po co nam taki długi przedpokój, w dodatku wąski? Ale pieniędzy na remont ciągle brak – wzdycha pani Jadwiga.
Mimo że państwo Marcinkiewicz otrzymują emeryturę łącznie w wysokości 6,3 tys. zł, nie mogą wyremontować kuchni.
- Nie wydajemy pieniędzy na rzeczy, które nie są nam potrzebne. Nawet specjalnie nigdzie nie jeździmy, nie zwiedzamy – opowiada pan Mirosław. – Mimo to co miesiąc nie jest łatwo. Wszystko drożeje, więc skąd wziąć na tę kuchnię? Ja mam emeryturę 3,5 tys. zł, żona 2,8 tys. zł.
Państwo Marcinkiewicz nie płacą rat za mieszkanie – spłacili je kilkanaście lat temu. Płacą jednak rachunki za prąd, gaz, wodę, ścieki, śmieci i media.
- Opłaty związane z mieszkaniem to 1 tys. zł miesięcznie. Tak, tyle mniej więcej wychodzi. – opowiada pani Jadwiga. – To prawie 1/3 mojej emerytury.
„Mąż przepala 500 zł miesięcznie!”
Dni małżeństwa zaczynają się podobnie. Rano pan Mirosław wychodzi na zakupy. Kupuje pół świeżego chleba krojonego, nową gazetę, dodatki do pieczywa i owoce na lokalnym targu. Czasem weźmie krzyżówkę, jeśli poprzednią uda się rozwiązać.
- Lubimy zjeść ciasto do kawy, więc kupuję. Raz drożdżowe, raz krówkowe, sernik też pyszny mamy pod domem. Ostatnio żona mało piecze, bo wszystko ją boli. Na szczęście w cukierni też mają dobre ciasta i wybór duży – mówi pan Mirosław.
- Mąż jak wychodzi na zakupy, to wraca po dwóch godzinach. A to coś ogląda, a to panią z kiosku zagada, na kolegę wpadnie, sąsiadów zaczepi. Zanim on ciasto doniesie, ja już drugą kawę kończę – śmieje się pani Jadwiga.
Państwo Marcinkiewicz codziennie wydają na zakupy ok. 50 zł. Rzadko jeżdżą samochodem, bo do sklepu mają kilka minut na piechotę. Na paliwo co miesiąc wydają maksymalnie 150 zł.
- Miesięcznie za zakupy żywieniowe i napoje spokojnie płacimy 1,5 tys. zł. Nie wspominając już, że ktoś tu dymka lubi codziennie puścić – żali się pani Jadwiga. – Mąż przepala 500 zł miesięcznie!
- Nie mogę tego okropieństwa rzucić. W telewizji się mówi, że papierosy szkodliwe. Niezdrowe to, wiem. Ale tyle lat człowiek pali, po prostu ciężko pożegnać się z nałogiem. Jako monter wypalałem dwie paczki dziennie. Teraz i tak mam jedną paczkę na dzień – mówi pan Mirosław.
- No tak, spotka się pod piekarnią jeden z drugim i dymią, zamiast na remont kuchni odkładać – wzdycha pani Jadwiga. – Ale tylko temat ruszę, to awantura. W tym wieku mi to niepotrzebne. I tak dobrze, że mąż na zakupy sam chodzi. Ja mam problemy zdrowotne i rzadko mu towarzyszę.
Państwo Marcinkiewicz kupują też chemię do domu oraz niezbędne kosmetyki do higieny i pielęgnacji. Niektóre produkty wystarczają im na kilka tygodni lub miesięcy, inne systematycznie uzupełniają. Na chemię przeznaczają ok. 250 zł miesięcznie.
- Często odwiedzają nas sąsiedzi, którzy przynoszą różne pyszności. Jak żona ma siłę, to oczywiście też zrobi coś smacznego. I tak siedzimy, wspominamy, zajadamy. Talerze i garnki u nas ciągle są do mycia. Dobrze, że jest zmywarka w tej starej kuchni. Jedyny porządny sprzęt, bo trzyletni. Na raty, ale już spłacona – cieszy się pan Mirosław.
- No tak, ale prawie codziennie z niej korzystamy. Tabletki do zmywarki ciągle dokupujemy. Ja nie wiem, już tak się nauczyliśmy, że wszystko do niej wrzucamy. A później zdziwienie, że tabletki się skończyły i kupić trzeba – wzdycha pani Jadwiga. – No ale skąd brać siłę na codzienne stanie przy zlewie i mycie ręczne?
Sprawdź także ten artykuł: Mają 9,3 tys. zł na życie – marzą o wakacjach nad polskim morzem.
„Opłacamy wnukowi mieszkanie”
Córka państwa Marcinkiewicz, Anna (40 l.) ma 19-letniego syna, Michała. To jedyny wnuk pani Jadwigi i pana Mirosława.
- To mądry chłopak. Pojechał do Szczecina studiować medycynę. Chce być lekarzem. Córka zarabia niewiele, z mężem się rozeszli. Michaś to nasze oczko w głowie. Nasz ukochany wnusio – chwali się pani Jadwiga. – Postanowiliśmy z mężem mu pomóc. Opłacamy wnukowi mieszkanie.
Co miesiąc małżeństwo z Sulęcina przesyła wnukowi 1,5 tys. zł, aby mógł zapłacić za wynajem małej kawalerki.
- On dorabia w restauracji tylko w weekendy, więc skąd ma na to mieszkanie mieć? I tak ledwo wiąże koniec z końcem. Od poniedziałku do piątku ciągle się uczy – opowiada pan Mirosław.
- Wiemy, że 1,5 tys. zł to duża część naszej emerytury. Jednak młodzi dziś mają naprawdę ciężko. To przecież nasz jedyny wnuczek. Wierzymy, że medycyna da mu świetną przyszłość i dobry zawód – mówi pani Jadwiga.
„Widok cierpiącej żony boli”
Pani Jadwiga i pan Mirosław, jak wielu emerytów w Polsce, boryka się z problemami zdrowotnymi i rosnącymi kosztami leczenia. Choć oboje starają się zachować optymizm i cieszyć życiem, choroby i związane z nimi wydatki są stałym elementem ich codzienności.
Pani Jadwiga od kilku lat cierpi na problemy z nogami.
- Początkowo bagatelizowałam ból. Myślałam, że to po prostu starość. Z czasem dolegliwości się nasiliły – opowiada pani Jadwiga. – Moje nogi często puchną, bolą i odmawiają posłuszeństwa. Nawet najprostsze czynności, takie jak spacer do sklepu z mężem czy wizyta u sąsiadki, stały się wyzwaniem. Mam też wiele innych, kobiecych problemów. Nie chcę dokładnie opowiadać.
Pan Mirosław towarzyszy żonie podczas każdej wizyty u lekarza. Wspiera ją na każdym kroku, ale sytuacja też jest dla niego trudna.
- Widok cierpiącej żony, której kiedyś nic nie było w stanie złamać, boli – wzdycha pan Mirosław.
Każda wizyta u lekarza i zakup leków to kolejne, niemałe wydatki. Konsultacje u specjalistów, badania diagnostyczne i leki, które pani Jadwiga musi regularnie zażywać. Do tego lekarstwa pana Mirosława, który choruje na cukrzycę i nadciśnienie, generują miesięcznie łącznie ok. 1 tys. zł.
- Ceny leków ciągle rosną. Mąż porównuje je w różnych aptekach i szuka najkorzystniejszych ofert. Czasami zaoszczędzi kilkanaście złotych, ale to tylko krople w morzu potrzeb – opowiada pani Jadwiga. – Dużo moich leków nie jest refundowanych przez NFZ.
- Jadwisiu, ja wiem. Moje palenie nie ułatwia – wtrąca pan Mirosław.
Pani Jadwiga przewraca oczami i w zadumie odpowiada: – Tego ja sama cię nie oduczę, Mirku. Już tyle razy o tym rozmawialiśmy.
Pomimo trudności, oboje starają się zachować pozytywne podejście do życia. Pani Jadwiga, choć zmęczona chorobami, stara się być jak najmniej uciążliwa dla męża. Jest szczęśliwa, że pan Mirosław robi zakupy, sprząta w domu i załatwia codzienne sprawy. Jest mu wdzięczna, więc wybacza „puszczanie dymka” z kolegami pod piekarnią.
Pan Mirosław stara się dbać o żonę, ale w głębi serca czuje niepokój o ich wspólną przyszłość. Oboje chcieliby cieszyć się życiem bez trosk związanych z chorobami i finansami. Marzą o remoncie kuchni, który spędza im sen z powiek. Jednak rzeczywistość na emeryturze jest, jaka jest. Z każdym rokiem wydatki rosną, a oszczędności topnieją.
Sprawdź także ten artykuł: „Mój mąż zarabia 20 tys. więcej, a mnie nie stać na kosmetyczkę”. Problemy finansowe w związku.
6300 zł – miesięczna emerytura państwa Marcinkiewicz
- 1 tys. zł – opłaty mieszkaniowe (prąd, gaz, media, czynsz itd.)
- 1,5 tys. zł – żywność i napoje
- 150 zł – paliwo
- 500 zł – papierosy
- 250 zł – chemia gospodarcza
- 1,5 tys. zł – mieszkanie wnuczka w Szczecinie
- 1 tys. zł – lekarze i leki
- Nasza kuchnia jest mała, stara i nieładna. Meble nie takie jak w katalogu. Każda szafka z innej bajki. Sprzęty się psują, lodówka za mała. O ścianach nawet nie wspomnę – wymienia pani Jadwiga. – Chcielibyśmy połączyć kawałek przedpokoju z kuchnią i ją powiększyć. Wtedy meble pod zabudowę by się zmieściły, takie na wymiar. Lodówka mogłaby stać większa. A przedpokój by się skrócił i nie zabierał tyle mieszkania. Mielibyśmy się gdzie w kuchni ruszyć.
- Z naszych emerytur zostaje ok. 400 zł. Ale pieniądze się rozchodzą, ot tak. Czasem prezent trzeba kupić, jakiś ciuch, nowe buty – wylicza pan Mirosław.
- Lubię zrobić paznokcie, do fryzjera pójść. Nie zabraniam mężowi palić, a on mi o urodę dbać. Mamy taki mały kompromis. Choć ja fryzurą zdrowia raczej sobie nie niszczę – dodaje z przekąsem pani Jadwiga. – Każdy zasługuje na chwilę przyjemności.
- Kuchnia na razie musi poczekać – wtrąca pan Mirosław. – Może jak Michaś skończy studia w Szczecinie i pójdzie na swoje, odłożymy na remont. Na razie cieszymy się tym, co jest. Bo przecież zawsze mogło być gorzej, prawda?