Zapłacili za obiad na Bali 100 tys. IDR! Czy to dużo?
Temat paragonów grozy powraca w każde wakacje jak bumerang. Ceny towarów i usług znacznie wzrosły, więc turyści na wczasach płacą coraz więcej. Halina (33 l.) i Tomasz (34 l.) z Krakowa niedawno wrócili z Indonezji. Podzielili się rachunkiem, który z paragonami grozy nie ma nic wspólnego.
Jeśli szukasz więcej porad i informacji, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o polecanych produktach.
Z tego artykułu dowiesz się:
„Nie dość, że tanio, to naprawdę pysznie!”
Niskie ceny to jeden z głównych powodów, które zdeterminowały wybór kierunku podróży Haliny i Tomasza z Krakowa. Małżeństwo po raz kolejny zrezygnowało z wczasów nad Bałtykiem. Wybrali wycieczkę na własną rękę do Azji Południowo-Wschodniej, a dokładnie na indonezyjską wyspę Bali. Nie bez powodu wschodnia część mapy każdego roku przyciąga tłumy turystów. Wielu rodaków już dawno pożegnało się ze słynnymi paragonami grozy, które co roku przerażają nad polskim morzem.
- Przez wiele lat jeździliśmy nad nasze morze. Odnosimy jednak wrażenie, że z roku na rok Bałtyk jest coraz droższym miejscem do wypoczynku. – mówi Halina.
- Właśnie dlatego już jakiś czas temu zmieniliśmy kierunek. Wybieramy ciepłe kraje. Raz, że pogoda prawie zawsze słoneczna. Dwa, ceny jedzenia są dużo niższe. Pod warunkiem że wiemy, gdzie szukać. – dodaje Tomasz.
Małżeństwo z Krakowa za cel tegorocznych wakacji wybrało Bali. Warunki wjazdu na Wyspę Bogów niedawno bardzo zmieniły się na korzyść turystów, którzy licznie odwiedzają to rajskie miejsce. Halina z Tomaszem postanowili wykorzystać okazję, że złagodzono restrykcje.
- Już dawno kupiliśmy bilety w nadziei, że uda nam się wylecieć w lipcu. Całe szczęście, że zarezerwowaliśmy je w styczniu, bo teraz ceny za samolot na Bali to jakiś koszmar. – cieszy się Halina. – Dlaczego wybraliśmy to miejsce? Bo jest egzotyczne i piękne. Jako fani kuchni chcieliśmy też z mężem spróbować innych dań. Na Bali nie dość, że tanio, to naprawdę pysznie!
„Jedzenie tańsze niż atrakcje”
Widząc zdjęcia Bali w katalogach biur podróży oraz mediach społecznościowych, wielu ludzi uznaje wyspę za ekskluzywne miejsce tylko dla bogaczy. W rzeczywistości jednak ceny są tam naprawdę korzystne dla polskich portfeli. Nic dziwnego, że na wyspę przybywa coraz więcej ludzi, aby wypocząć w pięknym miejscu i jadać za niewielkie pieniądze.
- Jedyną dużą inwestycją tak naprawdę są bilety. Cała reszta jest już jak najbardziej przychylna portfelowi. – przekonuje Tomasz. – Jedzenie tańsze niż atrakcje, to trzeba zaznaczyć. Na Bali prawie każda atrakcja jest płatna. Czasem wcale niemało. Jednak stołowanie się w lokalnych knajpach pozwala wyrównać budżet.
Według relacji małżeństwa z Krakowa, ceny w balijskich restauracjach (tzw. warungach) są dużo niższe niż w Polsce.
- Kuchnia indonezyjska jest bardzo smaczna. Polecamy próbować różnych dań, bo smaki są mocno zróżnicowane. Jeśli w wybranym warungu nie ma cennika, przed zamówieniem trzeba zapytać o cenę. – mówi Halina.
„Zapłaciliśmy 100 tys. za obiad!”
Kuchnia indonezyjska opiera się głównie na ryżu i makaronie. Przyrządzane są one w wersji smażonej. Zarówno ryż (nasi), jak i makaron (mie) podaje się zwykle z warzywami, mięsem, owocami morza lub rybą. Do wielu dań serwuje się sos orzechowy, ostre przyprawy lub sambal (pikantny sos). Wśród popularnych potraw wyróżnia się m.in. mie goreng i nasi goreng – czyli smażone noodle lub ryż w różnorodnych wersjach. Można zjeść też satay (grillowane mięso), gado-gado (indonezyjska sałatka z tofu lub tempeh) lub soto mie (zupa na bazie rosołu z kurczaka).
- My co chwilę wybieraliśmy inne dania. Kuchnia indonezyjska naprawdę bardzo nam posmakowała. To był nasz pierwszy raz na Bali, ale na pewno nie ostatni. Wrócimy tu. Mimo że zapłaciliśmy 100 tys. za obiad! – mówi Halina.
Na Bali, jak i w całej Indonezji, płaci się w rupiach indonezyjskich (IDR). To waluta, której ciężko szukać stacjonarnie w polskich kantorach. Rupia indonezyjska stała się walutą Indonezji w 1949 roku. Nie ma banknotów o nominałach mniejszych niż 1000 IDR.
- W tym momencie 10 000 IDR to ok. 3,20 PLN. W jednym z lokalnych warunków za obiad zapłaciliśmy prawie 100 tys. IDR. W przeliczeniu na złotówki to mniej więcej 30 złotych. – tłumaczy Tomasz. – W tej cenie mieliśmy dwie różne przystawki, dwa główne dania, trzy napoje i jeden deser. Gdzie w Polsce zapłacilibyśmy podobną sumę za taką ucztę?
- Można więc powiedzieć, że po raz pierwszy wydaliśmy 100 tys. za obiad. – śmieje się Halina. - Całe szczęście przelicznik indonezyjski nie powala jak ceny nad polskim morzem. Mam wrażenie, że cały czas rosną. Ja wiem, że nadmorskie restauracje i smażalnie w sezonie letnim chcą zarobić na cały rok. Jednak przesada w cenach może kosztować utratę klientów. Będzie ich mniej. Albo wybiorą inne państwo na wakacje jak my.