„Mój związek zaczął się od romansu” – czy to się może udać?
Na początku emocje i uczucia biorą górę – ekscytacja, motyle w brzuchu, zatracenie. Kiedy do głosu zaczyna dochodzić rozsądek, często jest już za późno. Czy bywają romanse z happy endem, a może każda taka relacja jest z góry skazana na porażkę? – Zaczęło się wspaniale, ale potem moje życie zamieniło się w udrękę – opowiada jedna z kobiet, która przeżyła romans w pracy.
Jeśli szukasz więcej informacji i podobnych tematów, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły z ciekawostkami.
Miłe złego początki…
Romans biurowy to częsty wątek w filmach czy książkach, a nierzadko także fantazja. Wiąże się z nim adrenalina, ekscytacja i poczucie wyjątkowości. Wszystko owiane tajemnicą i okraszone pikanterią. Ukradkowe spojrzenia, potajemne spotkania – brzmi jak gotowy scenariusz filmu.
- Zaczęło się wspaniale, ale potem moje życie zamieniło się w udrękę – zaczyna swoją historię Katarzyna (imię zmienione), 27-latka z Warszawy. – Nazwijmy go Piotr (imię zmienione) nie był moim bezpośrednim przełożonym, ale jak się później okazało, nie stało to na przeszkodzie, by mógł mieć wpływ na moje zwolnienie z firmy. Był osobą o szerokich kontaktach, wszyscy go lubili, wiele osób liczyło się z jego zdaniem. Wszystko zaczęło się trzy miesiące po moim zatrudnieniu. Jak to się mówi, zaiskrzyło. O tym, że ma żonę, wiedziałam niemal od początku, a mimo to pożądanie było silniejsze. Ja też w tym czasie z kimś się spotykałam, ale ten związek szybko się zakończył nie z mojej inicjatywy. Z Piotrem połączyła nas nie tylko chemia, lecz także nić głębszego porozumienia. Nie będę ukrywać, że miałam ochotę na coś więcej niż tylko romans. Jak się jednak okazało, Piotr ani myślał o zostawieniu rodziny. Po kilku imprezach z zespołem firma wzięła nas na języki, co mocno odbiło się na mojej psychice. Miałam też dość tego układu, który trwał przez prawie rok. Po wielu rozmowach podjęłam decyzję o rozstaniu, z czym Piotr nie chciał się pogodzić, więc klasycznie powziął decyzję o zemście. Dostałam wypowiedzenie za porozumieniem stron, które zdecydowałam się podpisać. Nie chciałam ujawniać szczegółów i ciągać się po sądach. Tak oto niemal jednego dnia zostałam bez faceta i pracy.
Nie każda kobieta jednak ma na tyle siły, by podjąć trudną decyzję o zakończeniu romansu. Wiąże się z tym poczucie straty i samotności, na które niełatwo się „skazać”. W takim układzie można zatem tkwić nie będąc usatysfakcjonowanym przez naprawdę długi czas.
- Mój romans, choć wstyd się do tego przyznać, trwał ponad 5 lat – opowiada Monika (imię zmienione), 34-latka z Łodzi. – Na początku wydawało mi się, że ok. Jestem po trudnym związku, nie planuję niczego poważniejszego, więc kiedy poznałam Pawła (imię zmienione), który na drugim spotkaniu poinformował mnie, że jest żonaty i nie szuka niczego na stałe, pomyślałam „ok, nie przeszkadza mi to”. Ale zaczęło przeszkadzać, i to już po kilku miesiącach. Ukradkowe spotkania z zegarkiem w ręku zaczęły mnie mocno uwierać. Chciałam spędzać więcej czasu, coraz bardziej się angażowałam i, jak dzisiaj wiem, potrzebowałam po prostu miłości. Seria histerycznych rozstań i pełnych ekscytacji powrotów trwała ponad 5 lat. I, co najśmieszniejsze (choć wtedy wcale nie było mi do śmiechu, dzisiaj mam już do tej historii dystans jako szczęśliwa mężatka), nie ja zerwałam. Zostawił mnie, bo wraz z żoną i dziećmi podjęli decyzję o wyprowadzce za granicę. Odchorowywałam to długo, ale dziś bardzo cieszę się z takiego obrotu spraw.
Czasami bywa też tak, że w romansie znajdujemy się przez przypadek, nie z własnej woli, gdyż ktoś postanowił być wobec nas nieuczciwy, by nie rzec dobitniej – po prostu kłamał.
- Że Igor (imię zmienione) ma żonę, dowiedziałam się po dwóch miesiącach regularnego spotykania się – opowiada Weronika, 28-letnia mieszkanka Wrocławia. – Było mu to łatwo ukryć, bo – jak się potem okazało – przez pierwszy miesiąc jego żona przebywała na miesięcznym, zagranicznym wyjeździe służbowym. Po tym czasie coś mi przestało pasować. Nie odbierał telefonów, tylko oddzwaniał później lub nie. Rzadziej się spotykaliśmy, nie zapraszał mnie już do siebie. Coraz trudniej było się umówić, co tłumaczył nawałem pracy. Nie kupowałam tego, dałam się zwodzić przez kolejne cztery tygodnie i postanowiłam sprawdzić, co jest grane. Pojechałam w weekend pod jego dom i nawet wybitnie nie zdziwiło mnie, kiedy w końcu na podjeździe zauważyłam, jak do swojego samochodu wsiada w towarzystwie blondynki. Nie próbował zaprzeczać. Małe śledztwo facebookowe wystarczyło, by skutecznie poinformować małżonkę o poczynaniach męża pod jej nieobecności. Odebrałam jeszcze od niego kilka sms-ów z pogróżkami i zarzutami, że zmarnowałam mu życie, ale potem kontakt się urwał. Nie znam ciągu dalszego tej historii.
Nie zawsze kończy się źle
Romans może okazać się też dobrą lekcją życia. Można wyciągać wnioski co do swoich pragnień i potrzeb, a czasami wręcz wyratować się z opresji.
- Kiedy zaczęłam spotykać się z Maćkiem, sama byłam w związku, on też kogoś miał – opowiada Karolina, 26-latka z Warszawy. – Byliśmy młodzi, szukaliśmy sensu w życiu, eksperymentowaliśmy. Trudno mi zatem nazywać to romansem, ale formalnie tak było – to był romans, bo oboje byliśmy w związkach. Z moim ówczesnym chłopakiem nie układało nam się najlepiej. Dziś wiem, że był to przemocowy związek, choć nie dochodziło w nim do rękoczynów. Byłam pod ogromnym wpływem. Romans stał się dla mnie zatem możliwością ucieczki – na początku odskocznią, a potem dosłownie pomógł mi zakończyć toksyczną relację. Dopiero przy Maćku dowiedziałam się, jak mogę się czuć przy mężczyźnie jako szanowana i kochana kobieta. Nasz związek nie przetrwał – oboje byliśmy młodzi i oboje mieliśmy przy sobie „coś do załatwienia”, ale mamy kontakt do dzisiaj. Daliśmy sobie wiele, gdyż oboje mogliśmy się dowiedzieć, czego nie chcemy i co nam nie pasuje w życiu z drugą osobą. To cenna lekcja, którą nie wiem, czy byłabym w stanie inaczej wyciągnąć niż właśnie (choć nie lubię tego sformułowania), wdając się w romans.
Jak to się mówi, nic nie dzieje się bez przyczyny, a powodów, dla którzy ludzie – bardziej czy mniej świadomie – wdają się w romans, jest całe mnóstwo. Gdyby przeprowadzić badania, pewnie okazałoby się, że większość historii nie znajduje szczęśliwego zakończenia, ale czasem zdarzają się i takie. Sprawdź także artykuł: „Mój mąż zarabia 20 tys. więcej, a mnie nie stać na kosmetyczkę”. Problemy finansowe w związku.
- Nie buduje się szczęścia na cudzym nieszczęściu – to zdanie mojej matki długo dźwięczało mi w głowie, kiedy z romansu zwierzyłam się swojej matce – opowiada Monika (imię zmienione), 39-latka spod Łodzi. – A ja bym powiedziała raczej, że można zbudować szczęście pomimo pasma nieszczęść. Tak, mój związek zaczął się od romansu. Ja byłam po rozwodzie, Karol (imię zmienione) można powiedzieć, że w nieformalnej separacji. Jego małżeństwo wisiało na włosku, kiedy się poznaliśmy. To przy mnie podjął trudną decyzję o rozstaniu i wniesieniu pozwu o rozwód. Trudną, bo w grę wchodziły dzieci. Lekko nie było, oboje nas kosztowała ta sytuacje wiele nerwów i kłótni. Poczucie winy mieszało się z chęcią zawalczenia o siebie i swoje szczęście. Przy pomocy terapeuty udało nam się jednak poukładać sprawy i dziś tworzymy patchworkową rodzinę, a za miesiąc bierzemy ślub. Mam satysfakcjonujące życie, ale gdybym wiedząc to, co wiem dzisiaj, miała się drugi raz decydować na przejście tej drogi, mocno bym się zastanowiła.
Droga do happy endu, o ile w ogóle możliwa, nie zawsze jest usłana różami. Z początkową beztroskę i fascynację zaczynają przysłaniać realne problemy i przeszkody. Konieczność podejmowania decyzji, rozczarowania, niepewność nie pomagają w budowaniu relacji, ale jak widać, pozytywny finał jest możliwy.
Romans romansowi nierówny
Już taką mamy przypadłość, że z łatwością przychodzi nam ocenianie innych. Nic więc dziwnego, że romans to temat tabu, a kiedy w grę dodatkowo wchodzi różnica wieku – stygmatyzacja społeczna gotowa. „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”, więc nikt nie powinien oceniać, jeśli po pierwsze sam nie chce być oceniany, a po drugie – nie był w podobnej sytuacji.
Oczywiście, zdarzają się romanse, w których chodzi jedynie o fizyczne zaspokojenie i takie relacje nie mają drugiego dnia. Nierzadko jednak sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Łatwo powiedzieć: „Jak był/była taki/taka nieszczęśliwy/nieszczęśliwa, to mógł/mogła odejść, a nie krzywdzić”. Życie jednak nie jest czarno-białe, a my jesteśmy tylko ludźmi. Mamy prawo do słabości, do popełniania błędów. Do radzenia sobie z życiem tak jak potrafimy.
- Łatwo oceniać, łatwo przypisywać łatki, łatwo oczerniać, łatwo obrażać – kończy swoją historię Monika. – Żyjąc w małym środowisku, doświadczyłam tego wszystkiego. Z tym większą empatią i zrozumieniem podchodzę do ludzi i do ich wyborów. Po prostu wiem, że życie czasami bywa trudne i nie wszystko układa się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Moim zdaniem romans jest czymś poza kontrolą. Jeśli coś cię w niego wciąga, znaczy to, że do czegoś jest ci to potrzebne. Czasem po prostu do zrozumienia siebie, a czasem stanowi impuls do zmiany. Nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny i warto o tym pamiętać.