Kurier już jedzie

Sprzedaż niepotrzebnych czy nieużywanych fantów dzięki Internetowi jest niezwykle prosta. Wystarczy- zazwyczaj bezpłatnie- stworzyć ogłoszenie, dodać kilka zdjęć, podać cenę i gotowe. Platform oferujących takie usługi jest wiele. Niektóre są lepiej zabezpieczone przed oszustami, inne gorzej.

- Wystawiłam na sprzedaż zalegający w domu tablet - opowiada Martyna, studentka z Wrocławia. - Wykorzystałam do tego jedną z platform społecznościowych. W krótkim czasie odezwał się do mnie w wiadomości prywatnej człowiek o zagranicznym nazwisku. Łamaną polszczyzną zapewnił, że bardzo zależy mu na sprzęcie. Aby odebrać go jak najszybciej, zamówi kuriera, który w ciągu kilku godzin pojawi się w moim domu, odbierze paczkę, a w zamian przekarze należność za sprzęt. Jednak żeby operacja mogła dojść do skutku, miałam opłacić przelewem koszt usługi kurierskiej w wysokości 250 zł. Kupujący obiecał, że kurier zwróci mi tę kasę gotówką wraz z należnością za sprzęt. Wkrótce w mojej skrzynce odbiorczej pojawił się mail opatrzony logotypem znanej firmy kurierskiej wraz z numerem konta. Był napisany niechlujnie i z błędami. Adres w nagłówku również wyglądał podejrzanie, pochodził z publicznej, ogólnodostępnej domeny. Oczywiście transakcja nie doszła do skutku.

Na tym historia się jednak nie skończyła.

- Kilka dni później napisał do mnie inny obcokrajowiec- kontynuuje Martyna. - Również zapewniał, że chce natychmiast kupić tablet. Zapewnił, że zapłacić za sprzęt dzięki specjalnej usłudze realizowanej przez Pocztę Polską. Ja wyślę paczkę, on wpłaci pieniądze operatorowi, a ten później przeleje należność na moje konto. Jako dowód “kupujący” podesłał zrzut ekranu, na którym widniał opis rzeczonej usługi. Dobrze znam wygląd prawdziwej strony Poczty Polskiej i od razu zorientowałam się, że screen jest fałszywką, spreparowaną tak, aby wyłudzić ode mnie oferowany przedmiot za darmo.

Jaki Martyna wyciągnęła z tego morał?

- Trzeba być niezwykle ostrożnym. Gdybym dokładnie nie przyjrzała się przesłanym przez oszustów plikom, to być może uznałabym, że wszystko jest ok i zgodziła się na dziwną transakcję. Myślę również, że należy zachować zdrowy sceptycyzm. Tablet, który oferowałam, nie był nowością technologiczną, a wręcz przeciwnie. Kupujący byli nim aż za bardzo zainteresowani. Wielokrotnie zapewniali, że chcą go mieć jak najszybciej. Prosili o rezerwację. Warto zachować zimną krew. Rozumiem jednak, że może to być trudne, jeśli ktoś na gwałt potrzebuje pieniędzy, bo nie starcza mu na leki czy jedzenie. Dlatego właśnie tego rodzaju działanie uważam za wyjątkowo obrzydliwe.

Dam pracę

O ile przy transakcjach kupna- sprzedaży od zawsze zdarzali się się nieuczciwi kontrahenci, o tyle w przypadku ogłoszeń o pracę nie jest to już takie oczywiste. Jak się okazuje, w dzisiejszych czasach również szukając zatrudnienia warto stosować zasadę ograniczonego zaufania.

- Odpowiedziałam na ogłoszenie, w którym pracodawca poszukiwał osoby do moderowania czatów. Skusiło mnie atrakcyjne wynagrodzenie 5 tys. zł. brutto oraz zakres obowiązków, ponieważ miałam już doświadczenie na podobnym stanowisku- tłumaczy studentka z Krakowa. - W odpowiedzi na wysłane CV dostałam tajemniczego SMSa z prośbą o spotkanie pod wskazanym adresem. Na miejscu nie było żadnego biurowca, ale zwykła kamienica. Do konkretnego lokalu pokierowali mnie sąsiedzi, nigdzie nie było żadnej tabliczki z nazwą przedsiębiorstwa. Kiedy w końcu trafiłam na rozmowę, to okazało się, że chodzi o pracę na seks kamerce. Rozbieranie się, taniec czy co tam jeszcze rozmówca sobie zażyczy. Niby zawsze miałam możliwość odmówić, ale wiadomo, jak by to wyglądało w praktyce? Postanowiłam nie ryzykować, podziękowałam i wyszłam.

W wyżej opisanym przypadku prawda przynajmniej szybko wyszła na jaw. Stefan zorientował się w sytuacji, kiedy było już za późno.

- Na znanym portalu z ogłoszeniami znalazłem taki anons: “Firma X poszukuje chętnych do pracy w charakterze tajemniczego klienta. Testowanie bankowości internetowej, nie wymagamy doświadczenia. Zajęcie w pełni zdalne. Zarobek nawet do 500 zł netto.” Zgłosiłem się i zostałem przyjęty. Miałem założyć przez Internet konta w kilku bankach za pomocą podanych przez pracodawcę linków, a po 30 dniach wypełnić specjalną ankietę. Z umowy wywiązałem się najlepiej, jak umiałem. Pieniędzy nie otrzymałem pod pretekstem, że nie wywiązałem się z części obowiązków, co nie było prawdą. Zdenerwowałem się nie na żarty i postanowiłem drążyć temat. Napisałem do wszystkich banków pisma z pytaniem, czy firma X kiedykolwiek z nimi współpracowała. Okazało się, że nie. Na czym polegał przekręt? Mój “zleceniodawca” zarabiał na polecaniu kont, które zakładały niczego nieświadome “słupy”, takie jak ja- wspomina z niesmakiem 22-letni Stefan.

Firma X, której ofiarą padł Stefan, wyzyskiwała mechanizm premiujący klienta danego banku, który poleca jego usługi znajomym. Przesyła im tzw. reflink i za każde w ten sposób założone konto zyskuje 100 czy 200 złotych premii od banku. Wszyscy są zadowoleni pod warunkiem, że mają pełną świadomość, w czym biorą udział.

- Od tamtej pory zwracam uwagę na podobne ogłoszenia i muszę stwierdzić, że widzę ich coraz więcej- kontynuuje mężczyzna- Przeraża mnie, jak łatwo można kogoś oszukać, wykorzystując podstawową potrzebę posiadania pracy. Wszystko drożeje, ludzie są zdesperowani, łapią różne fuchy. A potem cierpią.

Metoda “na link polecający” bywa jeszcze bardziej perfidna:

- Niedoszły pracodawca namawiał mnie, bym koniecznie założyła konto w konkretnym banku celem otrzymania wynagrodzenia za pracę. Musiałam to zrobić przez specjalny link, który wysłał mi w mailu. Wzbudziło to moje podejrzenia. Zaczęłam szukać opinii na temat firmy w Internecie. Znalazłam w ten sposób informację o oszustwie. Nie chodziło o żadną wypłatę dla mnie, ale o zarobek na systemie poleceń. Uważajcie na to, scamerzy są wszędzie!- przestrzega 23-letnia Agnieszka ze Szczecina.

Jak się przed nimi uchronić? Przede wszystkim sprawdzać wszystkie dostępne dane pracodawcy: nazwę, adres, stronę internetową. Domagać się numeru NIP lub KRS. Zadawać dociekliwe pytania na temat przesyłanych linków i pod żadnym pozorem nie klikać w nie w ciemno. Co bardziej rozgarnięci oszuści potrafią bowiem stworzyć specjalne “nakładki” na legalnie funkcjonujące serwisy internetowe, za pomocą których zbierają nasze dane osobowe. Jeśli taka “nakładka” będzie udawała bank, a my użyjemy jej do założenia konta, to nieświadomie przekażemy nasze dane osobowe naciągaczom, wraz ze zdjęciem dowodu osobistego. Z takim kompletem informacji przestępcy mogą zlecić wypłatę środków, a nawet wziąć kredyt. Sprawdź także ten artykuł: Klamki antywłamaniowe – czym są i dlaczego zaleca się ich stosowanie.

Kliknij, aby otrzymać przelew

Ostatnimi czasy szczególną atencją różnej maści krętaczy cieszy się znana internetowa platforma handlowa, przeznaczona do kupowania i sprzedawania używanych ubrań.

Kobieta przy komputerze, a także sposoby oszustów w Internecie, a także jak oszuści naciągają nas w sieci
Oszustwa w Internecie i najczęściej wykorzystywane sposoby na wyłudzenie pieniędzy w sieci

- Sprzedałam kilka starych ciuchów - wyznaje z goryczą 48-letnia Anna z Torunia. - Bardzo się cieszyłam, że do kieszeni pod koniec miesiąca wpadnie parę złotych. Kiedy byłam w pracy, otrzymałam SMS: “Kliknij w link, aby potwierdzić wypłatę pieniędzy na konto”. Kliknęłam. A potem jeszcze raz, kiedy przyszedł kolejny sms. Jak się później okazało, dałam w ten sposób dostęp scamerom do mojej bankowości internetowej. W mgnieniu oka wyczyścili mi konto. Najgorsze jest jednak to, że bank nie widzi w tym oszustwa. W końcu sama nacisnęłam guzik “zatwierdź”. Oczywiście nie miałam pojęcia, co naprawdę zatwierdzam, ale dla nikogo nie ma to większego znaczenia. Transakcja wyglądała na świadomą i dobrowolną. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć naiwności.

Nie tylko naiwność nie jest w Internecie wskazana. Rozczarowaniem grozi również wiara w wyjątkowo dobrą okazję:

- Chytry dwa razy traci- przyznaje 32-letni Marcin. - Rok temu szukałem konkretnego modelu sportowych butów, które w stacjonarnych sklepach kosztowały 1500 zł. Zupełnym przypadkiem znalazłem w internecie outlet, który oferował je na wyprzedaży za marne osiem stów. Niewiele myśląc, skusiłem się. Wszystko wyglądało wiarygodnie- strona i zawarte na niej treści. Uiściłem płatność. Butów się nie doczekałem, podobnie jak zwrotu pieniędzy, a witryna wkrótce zniknęła.

Miłośnicy muzyki również muszą się mieć na baczności.

- W ostatniej chwili zorientowałem się, że w Polsce będzie grać moja ulubiona kapela. Bilety na koncert oferowane w oficjalnej sprzedaży już dawno się skończyły, ja jednak bardzo chciałem wziąć udział w imprezie. Namierzyłem więc internetowego “konika”, który oferował aż 3 wejściówki- mówi 28-letni Darek. - Wystarczyło puścić blika i cieszyć się wspaniałym doświadczeniem. Tylko że nic takiego się nie wydarzyło. To znaczy, pieniądze przelałem, ale bilet, jaki dostałem, okazał się fałszywką. Nie miałem żadnych danych identyfikujących sprzedającego. Jego telefon natychmiast przestał odpowiadać, a konto w mediach społecznościowych zostało usunięte.

Wniosek, jaki wynika z powyższych historii, jest przykry: żaden użytkownik sieci nie może czuć się bezpieczny. Nawet jeśli jesteś ogólnie świadomy zagrożenia i nigdy nie klikasz w podejrzane linki, to możesz się nabrać na nieuczciwe ogłoszenie o pracę, ponieważ pojawiają się one nawet w renomowanych serwisach. Wielu z nas wstydzi się zgłosić oszustwo organom ścigania, a nawet podzielić się nim ze znajomymi. Obawiamy się łatki naiwniaków czy głupców. Niesłusznie! Ofiara nigdy nie jest winna, że została wykorzystana. Doniesienie na policję, do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, albo CERT Polska pomoże pokrzyżować plany oszustom, a co ważniejsze uchronić innych przed wykorzystaniem.

ikona podziel się Przekaż dalej