Żyje się łatwiej

Według szacunkowych danych poza granicami Rzeczypospolitej mieszka aktualnie około 20 mln Polaków. Kraje, do których emigrujemy najchętniej, to wciąż Stany Zjednoczone, Australia, Niemcy, Francja i Wielka Brytania (nawet po brexicie). Głównym powodem chęci czasowej lub permanentnej zmiany miejsca zamieszkania jest chęć podjęcia pracy.

- Mimo iż aktualnie w całej Europie da się odczuć skutki kryzysu, to jednak nadal bardziej opłaca się żyć i pracować za granicą niż w Polsce - przekonuje Adam, 35 -letni operator wózka widłowego, który od 8 lat mieszka w Szkocji. - Wystarczy policzyć, ile jestem w stanie kupić tutaj za wynagrodzenie za jedną godzinę pracy, a ile byłbym w stanie kupić w Polsce. Szczególnie przy aktualnej inflacji stosunek zarobków do cen w kraju wypada wyjątkowo niekorzystnie.

- Sytuacja wygląda inaczej niż 10 -15 lat temu - wtóruje mu żona Agnieszka. - Kiedyś przy zarobkach rzędu 2000 funtów mogłeś odłożyć tyle, by w ciągu kilku miesięcy zjechać do Polski ze sporym majątkiem. Dziś nie jest już tak dobrze, ale nadal da się żyć na przyzwoitym poziomie i jeszcze zaoszczędzić w stopniu, który w kraju jest nieosiągalny.

- W Polsce bardzo długo szukałam pracy - mówi 28 - letnia Weronika. - Rozesłałam blisko 100 CV i nie dostałam żadnej sensownej propozycji. Postanowiłam spróbować szczęścia w Czechach. Jedna z tutejszych korporacji szukała osoby na stanowisko Payroll Specialist z językiem polskim. Doświadczenie nie było potrzebne, tylko angielski na wysokim poziomie oraz zaangażowanie. Dostałam się bez większego problemu, czego zupełnie się nie spodziewałam, bo przez kiepskie doświadczenia w Polsce moja samoocena szorowała po dnie. Firma pomogła mi w przeprowadzce do Pragi. Wynajęłam mieszkanie i zaczęłam drugie studia. Nie zamierzam wracać do kraju. Tutaj żyje mi się po prostu lepiej, mimo iż zarobki i koszty życia są porównywalne do polskich. Jest spokój, Czesi to bardzo wyluzowany naród. Nie żyją polityką, nie stresują się byle czym, dużo uśmiechają.

Polaków do wyjazdu skłaniają nie tylko lepsze warunki pracy na etacie. Wielu decyduje się na założenie własnej działalności gospodarczej za granicą, choć w Polsce nigdy by sobie na coś takiego nie pozwolili. Powód? Dużo prostsze i bardziej przyjazne procedury, brak rozbudowanej biurokracji, przejrzysty system podatkowy.

- Mógłbym tak wymieniać bez końca - deklaruje Marcin, 40 -letni przedsiębiorca z Leeds. - Na dzień dobry powiem, że kwota wolna od podatku jest w UK aż 7 razy wyższa niż w naszym pięknym kraju. W Polsce musisz też płacić ZUS, niezależnie od tego, czy w danym miesiącu cokolwiek zarobiłeś. W Anglii wysokość składek na ubezpieczenie jest uzależniona od dochodów. Zaczynasz je odprowadzać dopiero wtedy, gdy zarobisz ponad 8400 funtów rocznie. Odkąd zacząłem prowadzić tu swoją firmę, czyli od 5 lat, na oczy nie widziałem urzędnika. Wszystko załatwiam telefonicznie lub przez Internet. W Polsce nawet nie próbowałem bawić się w działalność gospodarczą. Po co? Aby po kilku miesiącach odkryć, że mam problemy, bo nie doczytałem jakiegoś tam milionowego przepisu, który w ciągu ostatnich kilku tygodni zmienił się 5 razy? Naprawdę podziwiam polskich przedsiębiorców, że jakoś sobie radzą w tak nieprzyjaznym środowisku. Muszą mieć “cojones” ze stali.

Oczywiście nie wszędzie jest tak kolorowo, jak w Wielkiej Brytanii. Prowadzenie jednoosobowej działalności gospodarczej w Niemczech czy Szwecji bywa dużo bardziej skomplikowane, jednak mimo wszystko chyba żaden kraj w Unii Europejskiej nie ma tak zniechęcającego systemu i nieprzyjaznych urzędników, jak Polska. Dlatego wielu przedsiębiorców decyduje się na ulokowanie biznesu za granicą nawet bez zmiany miejsca zamieszkania.

Szansa na rozwój

Nie tylko zarobki skłaniają naszych rodaków do szukania szczęścia gdzieś indziej. Wśród powodów emigracji wymieniana jest również możliwość wszechstronnego rozwoju, choćby naukowego.

- Wyjechałam za granicę, żeby zdobyć porządną wiedzę. Wiesz, jak wypadają polskie uczelnie na tle uczelni z innych krajów? Widziałaś ostatnie zestawienie na Liście Szanghajskiej? - pyta retorycznie Dominika, studentka InHolland University of Applied Sciences.

Lista Szanghajska to ranking 1000 uniwersytetów z całego świata. W ostatniej edycji polskie placówki uplasowały się w czwartej i piątej setce. Dla porównania holenderski Utrecht University zajął miejsce 54. Z kolei według ostatniego rankingu Quacquarelli Symonds, w Holandii jest aż 12 uczelni wyżej notowanych od pierwszej polskiej uczelni wyższej, która pojawia się w zestawieniu. Dla Dominiki najważniejsze jest, że InHolland University of Applied Sciences organizuje swoim studentom praktyki w różnych międzynarodowych korporacjach, między innymi Airbusie. Nawiązane w ten sposób znajomości ambitna studentka zamierza wykorzystać w trakcie przyszłej kariery zawodowej.

Na emigracji można się jednak rozwinąć również na innych poziomach:

- Dzięki wyjazdowi poszerzyłam swoje horyzonty - opowiada Marta, która od 5 lat mieszka na Malcie. - Tutejsza wielokulturowość poszerza horyzonty. Stałam się bardziej otwarta na innych ludzi, na wszelkie odmienności, zwyczaje, religie. Pozbyłam się tłamszących uprzedzeń. Dzięki temu jestem w stanie odnaleźć się w każdych warunkach, w każdej szerokości geograficznej, w każdym środowisku.

- Praca z ludźmi z innego regionu kulturowego rozwija pod wieloma względami - wtóruje Marcie Andrzej, informatyk, który 3 lata temu wyjechał do Tajlandii. - Musiałem się nauczyć funkcjonować z osobami, które myślą zupełnie inaczej niż ja. Stałem się bardziej empatyczny, wyrozumiały.

Andrzej wyjechał do Azji z misją stworzenia lokalnego oddziału macierzystej firmy z branży IT. Musiał się między innymi zająć rekrutacją pracowników.

- Tajowie mają zupełnie inny etos pracy niż Polacy oraz odmienne podejście do pieniędzy - przekonuje. - Aby lepiej się z nimi dogadać, zmieniłem całkowicie sposób myślenia. Nie powiem, na początku było mi bardzo trudno. Jednak z czasem po prostu wsiąkłem w tutejszą kulturę. Poznałem kobietę, ożeniłem się. Do Polski przyjeżdżam od czasu do czasu, nie czuję specjalnej tęsknoty.

Sprawdź także ten artykuł: 10 rzeczy, przez które uznają cię za cebulaka na zagranicznych wakacjach.

Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma?

Oczywiście życie za granicą niesie ze sobą również minusy. Warto zdawać sobie z nich sprawę zanim podejmie się decyzję o emigracji.

- Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma - czytamy na fanpage’u “Kobiety na emigracji”. - Różni ludzie różnie mają. Niektórym [w Szwecji - przyp.aut.] żyje się łatwiej/lżej/spokojniej, a niektórym  nie. Bo dla różnych ludzi co innego jest ważne i czego innego potrzebują. (...) Myślę, że tutaj nie tyle Szwecja mnie rozczarowała, co po prostu dojrzałam. I doszłam do wniosku, że tom jak mi się żyje nie jest uwarunkowane tym, gdzie mieszkam.

- Na obczyźnie nietrudno o depresję, o której niechętnie się mówi. Brak dobrej znajomości języka, izolacja od przyjaciół i rodziny, konieczność odnalezienia się w zupełnie nowym środowisku. To wszystko bywa bardzo trudne - przestrzega Martyna, 40 -letnia projekt managerka.

Będąc jeszcze na studiach kobieta spędziła rok w Izraelu ucząc się i pracując. Całkiem nieźle mówiła po hebrajsku, kultura nie była jej obca ze względu na żydowskie korzenie. A jednak zdecydowała się wrócić do Polski.

- Wychowałam się w zupełnie innej mentalności. Nie mogłam się odnaleźć wśród Izraelczyków. Mimo powinowactwa krwi, czułam się tam obco. Nie rozumiałam żartów, aluzji, różnego rodzaju niuansów. Męczyłam się - wspomina.

Nie tylko różnice kulturowe mają dla emigrantów znaczenie, ale również te bardziej przyziemne.

- Tuż po przeprowadzce było bardzo ciężko - mówi Dominik, od kilku lat mieszkaniec Norwegii. - Szczególnie brakowało mi jedzenia. Mam swoje ulubione polskie smaki, z których nie chciałem rezygnować. Zanim odkryłem sklepy z naszymi produktami, to sam kisiłem kapustę i robiłem twaróg. Kiedy zjeżdżałem do kraju, robiłem zapasy. Teraz jest dużo lepiej. Tęsknota za jedzeniem wydaje się śmieszna, ale w gruncie rzeczy potrafi być bardzo dokuczliwa. Moim zdaniem to część większego problemu - nostalgii, która naprawdę może człowieka wykończyć.

Jaki jest na nią sposób?

- Wyjście do ludzi, poznawanie nowych przyjaciół, branie udziału w życiu lokalnej społeczności - przekonuje mężczyzna. - Nie ma nic gorszego, jak siedzenie w czterech ścianach. Trzeba jak najszybciej zacząć się organizować na miejscu, zamiast ciągle tęsknić za przeszłością i tym, co się zostawiło w domu. Teraz tu jest twój dom. Musisz o niego zadbać, żeby poczuć się w końcu u siebie.

- Przykra jest również utrata statusu społecznego - przestrzega 50 -letni Mariusz, od 15 lat rezydent Sztokholmu. - W Polsce byłem psychologiem, tutaj zacząłem od pracy sprzątacza. Co prawda i tak zarabiałem więcej, ale jednak szok był dosyć spory. Trzeba było zacisnąć zęby. Codziennie patrzyłem w lustro i na głos przypominałem sobie, dlaczego podjąłem taką, a nie inną decyzję. I wytrzymałem. Po jakimś czasie, kiedy podłapałem nieco języka, mogłem aplikować na lepsze stanowiska. Do zawodu psychologa jednak nigdy nie wróciłem. Czy żałuję? Skłamałbym, gdybym powiedział, że zupełnie nie…

Emigracja może być doświadczeniem uskrzydlającym lub wręcz przeciwnie - obierającym chęci do życia. Scenariusz jest w dużej mierze uzależniony od konkretnego przypadku. Są ludzie, którzy na obczyźnie odnajdą się bez większych problemów. Inni będą nieustannie cierpieć. Jedno nie ulega wątpliwości - Zachód nie wzbudza już w Polakach kompleksów tak, jak miało to miejsce za poprzedniego ustroju. Zagraniczni pracodawcy opisują nas jako uczciwych i zdeterminowanych fachowców, co daje wysoką pozycję negocjacyjną.

- Mieszkam w Norwegii od 6 lat i jako dekarz zarabiam 16 000 zł netto. Przy +/ - 160 godzinach pracy na żywność wydaję około 2700 zł, za mieszkanie 65 metrów płacę 4500 tys. - komentuje jeden z internautów.

ikona podziel się Przekaż dalej